Okiem miastowego…

Witajcie. Mój ojciec urodził się w Tarnogórze. Wsi położonej pomiędzy Leżajskiem i Stalową Wolą. Wsi, która jest inna niż wszystkie pozostałe, bo pamięta czasy mojego taty, dziadka i reszty przodków, dzięki którym jestem na świecie. Jeszcze do niedawna głębokie lasy na zachodnim horyzoncie, przedzielone były pasem zbóż, wyjazdy „w pole” stanowiły stały akcent dni, a pełne gwaru Błonia, Czysta i Ług w których chętnie przeglądało się słońce, były miejscami do których zawsze wracałem rzewną myślą, i z tą jakąś dziecinną niecierpliwością odliczałem dni między „tu i teraz” a zapachem domowego masła, które babcia wyrabiała w maśniczce. Potem pamiętam szalone loty jaskółek, niepokojone przez babcię a potem Edka mojego stryja i przyjaciela, kiedy to wieczorną porą zachodzili do obory żeby wydoić krowy. Białe mleko, tłuste masło, zapach lipowego kwiatu i święci na ścianach oświetlani słabym światłem żarówek, to towarzysze moich wakacyjnych przyjazdów, w czasach kiedy wszystko było takie proste. Potem umarł tata, potem babcia, potem umarł dziadek, odprowadzany na cmentarz w siarczysty mróz, przy wtórze syrem strażackich, bo odprowadzali go koledzy, z którymi niejeden pożar kiedyś gasił. Zniknęły kłosy i konie, gęsi przestały same wracać z pastwisk do domów, pojawiły się inwestycje, biznes i marketing, ale kiedy idzie się polną drogą w kierunki „gajówki Sitarza”, słychać dalej to samo zawodzenie wiatru, pośród stepu okraszonego krzakami Czeremchy, tak jak wtedy w latach mojej młodości.

Piotr Kak

Dodaj do zakładek Link.

Możliwość komentowania została wyłączona.