Historia pewnego samolotu…

W dniach 21- 25 kwietnia 2013 przebywała w Tarnogórze   rodzina dowódcy załogi  Halifaxa JP 224 – Thomasa Storeya: żona – Rita Storey, oraz córki: Pat Bowskill, Jeniffer Elkin,  Susan Hayhurst Storey, wizyta ta była kontynuacją tego co się zdarzyło 69 lat temu …. a mianowicie …

Na lotnisku Campo Cassale samolot Halifax JP 224 startuje w swój rejs do okupowanej Polski – jest niedziela 23 kwietnia 1944 roku, godzina 19:20. Załogę czeka przynajmniej dziesięciogodzinny lot z zaopatrzeniem dla partyzantów z Okręgu Lubelskiego Armii Krajowej – zrzut ma nastąpić na placówkę „Klacz” – 7 km od  Opola Lubelskiego. Dla załogi Halifaxa  JP 224  jest to lot jak jeden z wielu, latają z zaopatrzeniem dla partyzantów z całej Europy, bez przerwy ryzykują , nie wiedzą jednak, że lot ten będzie ostatni……. Załoga samolotu była doświadczona i zgrana, … Czytaj dalej…

Podróż sentymentalna

SONY DSCW dniach 21.04 – 25.04.2013 roku w Tarnogórze przebywały – żona Rita i trzy córki Pat, Susane i Jenifer jednego z lotników – Toma Storey’a, ratującego się 69 lat wcześniej skokiem na spadochronie z bombowca RAF’u, który chwilę potem rozbił się na Błoniach, opodal zagród mieszkańców wsi. On i trzej inni, dzięki ofiarności i odwadze miejscowej ludności oraz partyzantów spod znaku BCh, zostali przerzuceni, najpierw za San, potem do Kijowa a stamtąd już do domu, do Anglii. Jak powiedziała wzruszona jedna z córek „…gdyby Tarnogórzanie wtedy nie pomogli ojcu, ich nie byłoby na świecie”. Przedstawiamy fotorepotaż z pobytu Angielek, zapraszamy do oglądania. KLIKNIJ TUTAJ

Okiem miastowego…

Witajcie. Mój ojciec urodził się w Tarnogórze. Wsi położonej pomiędzy Leżajskiem i Stalową Wolą. Wsi, która jest inna niż wszystkie pozostałe, bo pamięta czasy mojego taty, dziadka i reszty przodków, dzięki którym jestem na świecie. Jeszcze do niedawna głębokie lasy na zachodnim horyzoncie, przedzielone były pasem zbóż, wyjazdy „w pole” stanowiły stały akcent dni, a pełne gwaru Błonia, Czysta i Ług w których chętnie przeglądało się słońce, były miejscami do których zawsze wracałem rzewną myślą, i z tą jakąś dziecinną niecierpliwością odliczałem dni między „tu i teraz” a zapachem domowego masła, które babcia wyrabiała w maśniczce. Potem pamiętam szalone loty jaskółek, niepokojone przez babcię a potem Edka mojego stryja i przyjaciela, kiedy to wieczorną porą zachodzili do obory żeby wydoić krowy. Białe mleko, tłuste masło, zapach lipowego kwiatu i święci na ścianach oświetlani słabym światłem żarówek, to towarzysze … Czytaj dalej…